piątek, 26 kwietnia 2024

O sile

 



Odrzucam pisma mocy, kolor marengo, imiona poetów,
inne horyzonty - tam gdzie światło dotyka granic.
Spokojnie, każdy jest lepszy,
od ciebie, odmiennych przekonań, wyuczonych schematów,
przewlekłych chorób.

Utrata tchu zaczyna się przy wejściu na szczyt.
Każdy jest lepszy. Od ciebie nauczyłam się słuchać i śpiewać
z nut, na melodię rannych ptaszków.

Myślałam, że potrafię z pamięci rozpoznać ciała,
zagnieść wegańskie ciasto, przygotować małą czarną,
poczuć siłę wiatru.

Naniesiony piasek wypełnia dziury w deskach.
Trudno je wydobyć i ułożyć obok, sęk po sęku.
W tej samej kolejności odkładam narzędzia
po ćwiczeniach z anatomii.

Na zdjęciach śmiejemy się z rumieńców Johna,
z bladości Bassa.


wtorek, 23 kwietnia 2024

Ukojenie

 



Możliwe, że zmęczenie bierze się z postanowień,
z myśli przeciągłych i przepisywanych list.
W mroźne noce śpimy jak zabici.
Wszystko będzie dobrze. Urządziłam godziny ciszy,
by zbliżyć się do siebie. Patrzę palcami.
Przez oswojone ołówki, warstwy grafitu.
Wypluwam skórki.

Pomiędzy gałęziami a rozświetlonym obliczem,
przed które nikt nie wychodzi,
nie podsłuchuje, jak śpiewam po hiszpańsku
z końca ziemi, jeszcze ciepłej. Przykładałam dłonie.

Do tamtego smutku. Powracającego we śnie.
Przeczekiwałam w oświetlonej dolinie wśród leniwej trawy.

Upłynęło kilka lat. Ziarna pękają jak pękały, pomiędzy światami świt
dzieli książki w lekkiej drzemce. Wyrodziły się z kwiatów, z ziemi oblanej
błotem. Nie wiedzieliśmy, kto krążył po kątach, przechwycił listy,
zapisywał popołudnia, zachody, uruchamiał mechanizmy, kręcił koła.
Gdyby tak wyjść z czasu i wszystko zrobić naraz, w jednej chwili.


poniedziałek, 22 kwietnia 2024

Bluebells

 












W sobotę o godzinie 6 rano pojechaliśmy do lasu, mąż uwielbia mi asystować i nosić obiektywy. Później pojechaliśmy do pobliskiego Lidla i mąż skomentował: ależ tu czysto. Wyjaśniłam, że gdybyśmy weszli do Lidla w naszym mieście tuż po otwarciu, też byłoby czysto.





środa, 17 kwietnia 2024

Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, Nicnierobienie

 


Trafił do mnie wiersz, który idealnie wlazł pod skórę.


VII. Nicnierobienie


skoro piszemy wiersze
nie musimy być cokolwiek
lepsi od innych (ciut lepsi
lub ciut gorsi) ale i tak będziemy się

opierać odrzuceniu i zapomnieniu
będziemy naprawdę długo umierać
w nikomu niepotrzebnych tekstach
będziemy zatem jeszcze dłużej uskarżać się

na Pana Boga który do tych wierszy
nigdy nie zajrzy nic dla nas nie zrobi


Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki
 



wtorek, 16 kwietnia 2024

Określenia

 



W zetknięciu z ludźmi zawsze przypominam jeża.
Rozmaitość kojarzy mi się z niczym. Gdy analizuję formuły,
mianowniki i życie z treścią. To coś, co unosi się, usypia, skąpi światła.
Włamuje się w anatomię głowy, wydziera z dłoni reprodukcje,
modele ulepione na potrzeby wiersza. Burzy spokój.

Nie potrafię wypowiedzieć dni. Przeżuwam. Konfrontujemy dykcje,
tak bardzo różnimy się od gości przychodzących na proszony obiad.
To trochę tak, jakby wydelikatniać dzikie zwierzęta i wmawiać dzieciom,
że nie ugryzą. Utrwalamy uwagę, próżność, serię przekleństw –
są nieco grubiańskie i zasobne w bylejakość.

Możliwe, że wychodzę z osłabienia. Z rozpędu. Albo może brak mi
wystarczającej barwy, co sprowadza chwile na skraj tragedii, rozpaczy.
Odnawiam się w wietrze, w pulsie wstrząsów, w intonacji, co budzi
ptaki do śpiewu. Wybudza nas ze snu, z tego stanu
przywiązania do dziwactw. Z niedowierzania i perspektywy ulic.
Zbiegają się po drugiej stronie, tuż za igłami, które tępię.


2018
 
 

poniedziałek, 15 kwietnia 2024

Epizod siedemdziesiąty trzeci

 



Nade mną z prawej strony, wiszą równo: Zosia i Łajka.
Szorstka i posłuszna. Formują się niezależnie od systemu.
Liczba pierwsza, pojemności butelek z farbami wodnymi.

Zlizuję z palców nalewkę z mirabelek, angielskie formy czasowników,
w zależności od ubywającego płynu, lepiej wchodzą. Głębiej. Torują drogę,
obok ciałka żółtego. Cząsteczka, cząstka, część, krztynka, ziarenko, fragment,
ździebko, kadłub.

Żeby zobrazować to powstawanie musisz wiedzieć, że zdrobnienia
wsiąkają najmniej, chociaż lżejsze od niebieskich migdałów, już nie drażnią.
Nie poruszają.


sobota, 13 kwietnia 2024

Dzieli nas południowe słońce

 


W abstrakcji lubię światło, twoje skupione spojrzenie
i zestaw wyrażeń, którymi opisujesz podwodne zwierzęta,
roślinność, śnięte plaże. Z wieży nad klifem
rozciąga się nasza bezradność wobec ubywającej tkanki,
chociaż to twoje rękawy są za krótkie i masz przyciasne spodnie.
Rytm odbić o skały, powolne łączenie stóp. Fetysz.
Nie wiem, co powiedzieć, jak ułożyć przecinki w zgrabne ciągi.

Przędza przybiera barwy ziemi. Kładziemy się za wcześnie
albo za późno. Poświęcamy poświęconym.
Każde z nas uwielbia inną gazetę i smak sosu z avocado.
Poczuciem sympatii, bezmiarem sukcesów,
dobrowolnie wchodzimy i wychodzimy.
Chociaż już nie wierzę w pochlebstwa i że przegapię coś w życiu.

Powietrze. Wciągasz i wciągasz. To już nie to, co wtedy.
Gdy u dziadków gasły światła, a gwiazdy przesuwały się zimne
jak lód po skałach, które wyrastały nad lasem, górami
i odbijały się od naszych oczu. Rano gapiliśmy się na indyki.
Brukselkę, liście szpinaku, na wszystko, czego nie mogłeś zjeść.
Wchodzimy wyżej i wyżej, przez pięćdziesiąt lat,
by zaczerpnąć powietrza.


piątek, 12 kwietnia 2024

Swoboda

 




Na rocznicę ślubu zamiast kwiatów zamówiłam sobie farby i pędzel, który jest tak naprawdę pędzelkiem, ale to wiadomo.


Karmiono nas lanymi kluskami z cynamonem.
Co nie jest złe, gdy mam tego więcej w kieszeniach,
w szczelinach drewnianych domów. Pomalowałam je
kolorami z jeziora. Trawi nas odmienność.
Wracamy do siebie.

Schodzę coraz głębiej.
Do młodości, oczu
– niebieskich albo szarych. To zależy,
na co patrzysz i jak daleko sięgasz.

Bawisz się drewnianymi kośćmi,
przekładasz je w palcach i odkładasz,
kiedy przynoszę wino. Aby mnie zrozumieć,
wykładasz z kieszeni wszystko, co masz.
Przyglądam się guzikom, śrubkom,
rachunkom ze spożywczego, drobnym
i metalowym zatrzaskom, które ocalały.

Nie wiem, skąd to, przecież nie z pokolenia busoli.




wtorek, 9 kwietnia 2024

Okno



 

Narzędzie mowy opisuje poetykę okolicy, drobny element,
przeżywający konflikt pokoleń, niezrozumienia i wielu dramatów.
Powiązania. Wizja życia. Stworzonego z separacji i wrażeń,
z podziału na wychodzących i pozostających w domu. 

Pracujących zdalnie i swobodnych. Wychodzących przez drzwi
albo przez okno. Balansujący na krawędzi parapetu. Jak pan, pani. 

Piszę to na czczo, przed pierwszą kawą. Powinnam użyć połowy słów,
lub topić je w kałużach. Nigdy nie będzie już takich kałuż jak dawniej.
Słodkiego deszczu, pachnącego kwiatami akacji, lepkiego nektaru.
Synonimicznych opowieści o rzeczywistości. Powiązań zdarzeń,
spójności, spełnienia.


sobota, 6 kwietnia 2024

Bez skargi

 




Zasypiam godzinę przed tobą.
Budzisz mnie, zanim złapię ostatni ze snów,
by nie wracać z powrotem na strych,
do lewitacji.

Wpadki.
Bolesne jak słowa roztrzaskane o podłogę.
Odpryski.
Skóra nasączona muzyką.
Poranki.

Są częścią niezwykłych opowieści.
Z Gildą nawlekamy koraliki, przewlekamy przez kapelusze,
obserwujemy sąsiadów, mijamy się z nimi w przejściu.
Troszczymy się o trawniki, na dwóch poziomach
hortensje, róże. Buja nasze kosze kwitnących poziomek.
Chowamy skorupy w ziemi,
pod krzakami. Patrzymy jak rosną.



niedziela, 31 marca 2024

Wielkanoc

 



Gromadzę zwykłe rzeczy. Biurko, krzesło,
porcelanowy dzbanek do herbaty, filiżanki,
sitko do kawy, kubki, książki, nosorożce, przyjaciół.
Staw ceramiczny, baby, drewniane domy.

Noszą moje ślady.

Kwiaty wypuściły pąki, tu się nic nie zmieniło. Poza czasu.
Grudnik i wielkanocnik kwitną kiedy chcą. Niepewne związki,
znikanie, zanikanie.


sobota, 30 marca 2024

Happy Easter




Nie obchodzimy świąt, ale jest babka cytrynowa z malinami i tort z brownie - dałam się namówić. Dlatego też, niezależnie od tego, czy celebrujecie święta czy nie, życzę Wam wszystkim miłego czasu i radości


czwartek, 28 marca 2024

Dokąd zmierzasz?

 




Niosę w sobie nietolerancję i nienawiść,
które staram się przekształcić, walcząc z upływem czasu.
Pomijam zbędne detale, miejsca, gdzie drzewo wiedzy
obrodziło owocami, nawet jeśli chodzi o potrzebne informacje,
zdrowy rozsądek. Przez objawy wzlotów i upadków,
czasem czuję się osamotniona. Dlatego zostaję,
prostuję palce i rozmyślam, co robić, gdy dni płyną monotonnie.

Mnóstwo niewiadomych.

Wpadam w panikę, gdy parasol pęka pod naporem.
Mogę obwiniać wiatr, lecz brak umiejętności przyciąga wilgoć.
Gdy ją połykam, gromadzi się we mnie.
Tak wiele mówi się o labiryncie, o woli,
o wznoszeniu się ponad chmurami.

Poniżej, siedzą kobiety oddzielone mimiką twarzy, okazuje się,
że łatwiej trafić do klatki ze zwierzętami, niż pozbyć się wilgoci,
która drąży kamienne wnętrze. Nierównomierny dotyk
niweluje złociste włókna, przywiązując się do mężczyzn,
z którymi już niewiele nas łączy.